poniedziałek, 5 września 2011

VIII.

- Witaj córeczko. - był to pan Georg, ojciec Nicoli. Na widok mężczyzny mocno zacisnęła zęby, najchętniej powiedziałby mu, żeby wynosił się jak najdalej od niej i jej życia, ale to w końcu był jej tata. Nie mogła tak postąpić.
- Po co tu przyjechałeś? - zapytała z żalem w głosie.
- Dopiero wczoraj dowiedziałem się o wypadku Patrica i postanowiłem przyjechać. - odparł.
- Nagle Cię interesujemy? Jakiś czas temu obchodziła Cię tylko ta Twoja dziunia, a nas miałeś daleko w nosie. Zapomniałeś? - nastolatka zdenerwowała się na ojca, po ostatnim incydencie znienawidziła go tak, jak nikogo innego przedtem. Nie potrafiła mu wybaczyć, zniszczył jej rodzinę i psychikę pani Kate. Był jednym z miliona dupków na świecie, którzy perfidnie zdradzają swoje żony, tłumacząc się, że to głupi romans, nic dla nich nie znaczący.
- Nie zapomniałem, nie zapomnę. Proszę wybacz mi, ale zakochałem się w Marry. Chcę ułożyć sobie z nią życie.
- Słucham? - nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. - Mówiłeś, że to zwykły romans, a teraz planujesz z nią życie?! - Nicola zaczęła krzyczeć, ludzie z ulicy z irytacją patrzyli się na rozwrzeszczaną dziewczynę. Po chwili z jej oczu popłynęły łzy, tak po porostu. Nie chciała się rozklejać, na pewno nie przy takim człowieku. Myślała, że nic gorszego już od niego nie usłyszy. Znowu czuła się tak jak na dachu wieżowca. Czuła się jak w złym śnie, w nieodpowiedniej chwili.
- Nie wiedziałem, że.. nie wiedziałem, że będę mieć z Marry dziecko. - mężczyzna głośno połknął ślinę, spuszczając wzrok i patrząc się idiotycznie w chodnik. Miał ochotę zapaść się pod ziemie, ale w końcu musiał się odważyć i wyjawić ten sekret.
- Wynoś się z naszego życia! Nienawidzę Cię, rozumiesz? Idź do swojej Marry i do swojego dziecka, ale od nas spieprzaj jak najdalej. Już wystarczająco dużo zepsułeś. - pobiegła do szpitala, ocierając łzy w rękaw. Pojechała windą do góry i usiadła przed salą na ławce. Głowę skuliła w kolana. Znowu czuła, że chce zniknąć. Miała dosyć tych wszystkich sytuacji, jeszcze wczoraj żyła jak w niebie przebywając w towarzystwie Ethana, a dziś jej życie znowu zamieniło się w piekło. Z sali wyszedł Patric z panią Kate.
- Matko Boska! Co się stało? - kobieta kucnęła nad dziewczyną podnosząc jej głowę.
- Tata był pod szpitalem. - Nicola odparła załamanym głosem. - Powiedział, że... - znowu zaczęła żałośnie szlochać.
- Co powiedział? Nika, co jest? - Patric usiadł obok niej, obejmując ją ramieniem. - Nie płacz już, powiedz. - nalegał.
- Tata powiedział, że jego ta jego kochanka jest w ciąży i, że chce sobie z nią ułożyć życie. - zakryła dłońmi twarz. Pani Kate była w szoku, słysząc tę informację ledwo ustała na nogach. Oparła się o ścianę, lekko zjeżdżając po niej na podłogę. Gdy już usiadła nie było widać na jej twarzy żalu i smutku, tylko siłę do walki.
- Damy radę, młodzi wojownicy, no nie? - uśmiechnęła się i gwałtownie podniosła. Rodzeństwo było zaskoczone reakcją matki, ale też szczęśliwe. Nie chcieli, by załamała się i przestała żyć pełnią życia.
- Razem zawsze damy! - Patric wstał z ławki i pomógł wstać Nicoli. Widać było, że gdy wychodzili z sali udawali się do wyjścia, ponieważ trzymali w rękach torby i siatki chłopaka.
- Czyli już wracasz do domu? - nastolatka zapytała się z iskierką w oku.
- Wracam i zostaję już na stałe, a teraz rusz swoje grube dupsko i wychodzimy! Bo mam dosyć tego szpitala - zażartował. Brunetka uścisnęła brata i ucieszyła się, że ma tak wielkie wsparcie, lecz ten dzień nie zniknie szybko z jej pamięci.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz